Platforma Netflix ma do zaoferowania ogromną ilość zarówno filmów, jak i seriali. W większości są to pozycje amerykańskie oraz kino polskie. To co najbardziej lubimy.
Oprócz tego Netflix znany jest z wprowadzania coraz większej ilość filmów hiszpańskich (rzuć okiem na recenzowany przez Pawła serial „Uwięzione”). I te pozycje rodem z półwyspu Iberyjskiego też są w znacznej części warte obejrzenia.
Jednak czasem ja osobiście mam ochotę poszukać czegoś trochę innego. Znaleźć jakiegoś filmowego rodzynka. I taki film ostatnio znalazłem. Jest to western pod pod angielskim tytułem „The Salvation” , na polski tłumaczony jako „Wybawiciel”. Ale western nie amerykański, tylko produkcji duńskiej (reżyseria: Kristian Levring).
Z filmowego doświadczenia wiedziałem, iż kino skandynawskie jest naprawdę niezłe. Widziałem już przynajmniej kilka filmów i seriali szwedzkich czy duńskich wysokich lotów. Dlatego też z ciekawością zasiadłem do tego westernu i… nie zawiodłem się ani trochę!
Wręcz przeciwnie – obejrzałem doskonały western – rzekłbyś: klasykę gatunku.
Western utrzymany w tzw. nurcie „noir”. Trochę inny, aniżeli znane nam westerny kinematografii XX wieku. Długimi fragmentami pada tutaj deszcz, albo jest ciemno. Momentami zalatuje retoryką Tarantino. Klimat jest „ponury”, ale to tylko dodaje smaku temu obrazowi. Tak ma być.

Oczywiście – jak to w klasyce gatunku – mamy DOBRO i ZŁO. Ale, co ciekawe, bohater dobry nie jest „człowiekiem ze stali”, który miażdży swoich przeciwników. Jest to duński osadnik, który mścicielem staje się w zasadzie z przypadku. Po tym, jak ci źli mordują mu żonę i syna.
Sytuacja zmusza go do tego, aby z dnia na dzień wziąć się w garść i zmobilizować całego siebie do walki z bandziorami, których jest kilkunastu. Nie wie czy wygra, czy przegra, ale wie jedno, że chce pomścić śmierć rodziny, bo inaczej jego dalsze życie nie ma już sensu.
Oglądający film też w zasadzie nie są pewni, czy główny bohater zwycięży, bo to jest dramat. Jedynie tytuł filmu nakazuje myśleć, że skoro „wybawiciel”, to raczej powinien na końcu być górą. Ale jakie będą koszty tej zemsty? Kto jeszcze odda życie w walce ze złem? Czy miasteczko uwolnione od bandy oprawców czekają lepsze czasy? Można w to wątpić, bo nad filmowym ZŁYM, jest jeszcze większy ZŁY, który czyha na zagrabienie okolicznej ziemi…
Zwolennicy filmowych wątków romansowych mogą po stronie zysków odnotować jeszcze fakt, iż mścicielowi – a jakże – towarzyszyć będzie piękna kobieta, która pomoże mu dokonać zemsty.
„The Salvation” to dla wielbicieli gatunku pozycja obowiązkowa. Tym, którzy lubią kino mocne, mroczne i bezwzględne – też zdecydowanie polecam.
Dodaj komentarz