19 kwietnia 2025, sobota. Dwa tygodnie po maratonie. Przyjechałem dziś autem na Parkrun na Błonia Krakowskie kilka minut przed 9. Nie miałem nawet czasu na porządną rozgrzewkę – musiało mi wystarczyć dobiegnięcie ze 300 metrów na start (na szczęście wcześniej byłem na spacerze z psem i się rozruszałem).
Nie wiedziałem, czego się spodziewać, bo 13 dni temu biegłem maraton (jeszcze odrobinę go czuję i nie mam pełnej świeżości). Postanowiłem na szybko, że pobiegnę żwawo, ale nie na maksa.
Ruszyliśmy. Leciałem mocno, ale z zapasem. Po 700 metrach jest nawrotka, więc traci się kilka sekund. A tu pierwszy kilometr równe 4:00. Myślę: „Ładnie idzie, ale nie ma co świrować, bo pewnie zaraz spuchnę.” No i nie świrowałem. Drugi kilos: 4:03. Dumam: „Jak za szybko startuję na piątkę, to płacę za to już na trzecim kilometrze. Zobaczymy, jak będzie dzisiaj.” I napieram. Trzeci: 3:54. W głowie: „O kurde! Jest moc! Lecę na życiówkę! Oczywiście jeśli wytrzymam tempo, ale czuję się świetnie!” No to grzeję.

Oddycham szybko, ale miarowo. Serce wali, jednak nie jest to sprint na wariata, a raczej mam kontrolę nad ciałem. Magia: czwarty kilometr 3:49! Nie dowierzam. Co to się dzieje! Zegarek pokazuje prognozę 19:43. Kwas zalewa mi mięśnie, ale teraz nie odpuszczę! Mam wrażenie, że trochę się wlekę, tempo nieco spadło. W końcu jeszcze nigdy w takim czasie nie przebiegłem czterech kilometrów. Udaje mi się jednak na końcówce nieco zafiniszować (co widać na zdjęciu poniżej) i piąty kilometr wyszedł 3:54. Wpadam na metę na pełnym gazie. Opieram dłonie o kolana, dyszę. Szybko dochodzę do siebie.
Cały czas nie mogę uwierzyć. Niespełna 2 miesiące temu zrobiłem PB na 5 km na tym samym Parkrunie: 20m 10s. Wiedziałem, że w tym sezonie w końcu złamię 20 minut. Ale nie, że już teraz! Dwa tygodnie po maratonie, tak trochę z marszu. Panie i Panowie: od dziś Paweł należy do grona osób biegających piątkę poniżej 20 minut! A dokładnie: 19m 41s (tempo: 3:56).

Marzyłem o tym dniu. Przyznam się, że miałem pewien kompleks biegowy: biegam 11 sezon, a nie mogłem złamać magicznej bariery 20 minut. Jasne, że na moją obronę mam wiek (49), no ale kogo to obchodzi? „Koleś sporo biega, a dość wolno.” Wiem, że 99,99 % ludzi ma gdzieś, jakim tempem biegam. I niewiele w ogóle wie, co w praktyce oznacza bieganie w takim czy innym tempie. ALE JA WIEM.
Przypomnę o czymś. Zamarzyłem sobie jakiś czas temu złamanie kilku barier. I jestem na dobrej drodze. Owe bariery:
- Test Coopera, czyli 12 minut ciągłego biegu na bieżni. Cel: +3000 m. Obecne PB: 3060 m. Zrealizowany: 25.05.2024.
- 5 km. Cel: < 20 minut. Dziś wykonany!
- 10 km. Cel: < 40 m. Obecny PB: 41m 39s. Planowana realizacja: wiosna 2026.
- Półmaraton. Cel: < 1h 30m. Obecny PB: 1h 34m 6s. Plan: wiosna 2026.
- Maraton. Cel: < 3h. Obecny PB: 3h 28m 2s. Plan: wiosna 2028 lub 2029.
Oczywiście osiągając kolejne cele, będę poprawiał życiówki na krótszych dystansach. Czy to wszystko jest realne? Jeśli tylko zdrowie pozwoli, to tak.
A już 4 maja Wings for Life! Biegnę na Błoniach i planuję zrobić dobry wynik. Jaki? Hm, może nawet 30 km. Zobaczymy. A teraz czas świętować nowy rekord życiowy!!!
Dodaj komentarz