Jest sobota – jest parkrun! W kółko sobie powtarzam, żeby częściej jeździć na parkrun. I ciągle kuleję w tym temacie. Co prawda dzisiejszy bieg był moim numerem 49., jednak mam duży niedosyt. Dlaczego tak mało? Bo muszę dojeżdżać na miejsce. Gdybym miał pod nosem parkrun, to niemal w każdą sobotę o 9 rano bym się meldował. No ale nie jest znowu tak źle i nie ma co marudzić.

W Krakowie mamy kilka lokalizacji parkrunu: Błonia, Zielony Jar i Młynówka Królewska. W pobliżu są jeszcze Niepołomice, ale tam akurat mam dość daleko i rzadko jeżdżę. Najczęściej bywam na Błoniach. A dziś po raz pierwszy zaniosło mnie na Młynówkę Królewską.
Z domu mamy kilka kilometrów do tej lokalizacji, więc rzut beretem. Tomek, ja i Draka wsiedliśmy do auta i pognaliśmy na miejsce. Dojechaliśmy około 10 minut przed startem, więc była chwila na rozgrzewkę. No a potem już tylko 5 kilometrów biegu. Ale jakiego!

Trasa ma dwie pętle. Wiedzie ulicami Zygmunta Starego i Młynówka Królewska. W zasadzie to nie ulice a ścieżki. Nawierzchnia to głównie ubita ziemia, szuter, kamienie. Generalnie jest płasko, bo minimalne wzniesienia ciężko nazwać górkami. Wokół cicho, zielono, wszystko cudnie pachnie. Aż człowiek zapomina, że przecież jest cały czas w Krakowie, gdzieś pomiędzy Bronowicami i Mydlnikami.
Pobiegliśmy dość żwawo, bo Draka miała ochotę szybko pośmigać. Zrobiłem sobie mocny i długi finisz w tempie 3:30 na kilometr, żeby trochę przepalić płuca. Było super! Na pewno tu wrócimy.






Dodaj komentarz