Pozwoliłem sobie na taki tytuł wpisu, bo po serialu zatytułowanym „Obce światy” można wiele się spodziewać. Pewnie od razu masz wizję jakichś obcych cywilizacji, pięknych efektów specjalnych, podróży międzygwiezdnych. Hm, tutaj wiele tego nie znajdziesz, ale to nie jest absolutnie minusem tego mini-serialu. No właśnie: minus widzę jeden – tylko cztery odcinki. Czuję olbrzymi niedosyt. Chcę więcej!
Netflix zrobił kawał dobrej roboty. W grudniu 2020 pojawiły się 4 odcinki tego serialu. Mam nadzieję, że będzie kontynuowany.
Spodziewasz się zielonych ludzików? Zawiedziesz się.
O czym jest serial? O potencjalnym życiu na innych planetach. Zastosowano ciekawe rozwiązanie: pokazywane jest życie na Ziemi i przez analogię przedstawiane są wyobrażone formy życia na innych planetach. Konkretnie: na czterech planetach, bo każdy odcinek omawia życie na jednej z nich (Atlas, Janus, Eden i Terra). Każda z tych planet jest inna od naszej. Jedna ma silniejszą od Ziemi grawitację, inną ogrzewają dwie gwiazdy, a jeszcze inna… umiera, tzn. jej gwiazda powoli dokuje żywota (zwiększa swoją objętość i coraz bardziej ogrzewa planetę, by niebawem ją spalić, a następnie zniszczyć zupełnie). Jeśli jesteś miłośnikiem typowego science fiction, to ostatni odcinek serialu Netfliksa najbardziej Ci się spodoba.
Serial uważam za bardzo udaną wariację na temat potencjalnego życia we wszechświecie. Autorzy starają się podejść w sposób rzeczowy i naukowy do tematu. Każda forma życia, którą pokazują, ma konkretne podstawy i analogię do życia ziemskiego. Dalej są to oczywiście tylko pewne wizje, przypuszczenia i teorie, ale muszę przyznać, że bardzo realistyczne.
Trochę niefajna wizja ewolucji
Trochę przerażająca jest ostatnia wizja. Pokazane są istoty na bardzo wysokim szczeblu rozwoju i ewolucji. Ów gatunek wyewoluował do miejsca, w którym nie chciałbym się chyba znaleźć: całkiem wirtualnego bytu. No, może nie całkiem, bo w „pudełku” zamknięte jest coś w rodzaju mózgu / układu nerwowego i to coś jest odżywiane przez roboty. Gatunek ten nie ma już ciała i żyje wiecznie. No, prawie, bo przecież widzimy kres życia owej planety i potrzebę znalezienia nowego domu (a z tym wiążą się różne niebezpieczeństwa „przeprowadzki”).
Fajnie pokazano wizję robotyzacji i sztucznej inteligencji samoreprodukujących się maszyn. Przyznam, że do tej pory nie myślałem o tym w ten sposób. Zawsze wyobrażałem sobie, że roboty robotami, ale to człowiek musi wszystkim kierować, mieć wgląd w sytuację. A tu wychodzi na to, że przyszłość może być zupełnie inna. Otóż w kosmosie nie brakuje ani budulca, ani energii do zasilania maszyn i urządzeń wszelkiego typu. Jest za to trudno przetrwać tak kruchym istotom, jak my. Rozwiązanie: autonomiczne maszyny (prawdziwa sztuczna inteligencja, podejmowanie złożonych decyzji bez udziału człowieka), samoreprodukujące się (czyli tworzące kopie samych siebie), które będą w stanie samodzielnie działać, np. przygotowując jakąś planetę na nasz przyszły dom. Fantazje? Hm, kto wie. Patrząc na dzisiejszy stan nauki i na kierunki, w jakich podąża, to raczej nie bajki, ale przyszłość.
Krótko: polecam!
Serial netfliksowy polecam zdecydowanie każdemu, nie tylko miłośnikom tematyki życia pozaziemskiego (choć im oczywiście przede wszystkim). W ogóle seriale przyrodnicze na Netflix wymiatają, a ten jest zdecydowanie wyjątkowy i wręcz wizjonerski.
Świetnie wyszły analogie do życia na Ziemi. Dają pewne wyobrażenie, jak mogłoby wyglądać życie na planetach podobnych do naszej, jednak różniących się: rozmiarem, odległością od swojej gwiazdy / gwiazd czy brakiem rotacji własnej (czyli stałym ustawieniem względem gwiazdy, co sprawia, że jedna strona planety jest stale ogrzewana i jest jasno, a drugą pokrywa wieczna ciemność i chłód).
Co ciekawe, mój poprzedni wpis tyczył świetnej książki „Nie mamy pojęcia – przewodnik po nieznanym wszechświecie” – przypadek? Sam nie wiem 🙂
Dodaj komentarz