[Pierwotnie ten wpis znajdował się na blogu w naszym serwisie fasja.pl, ale stwierdziłem, że lepiej go przenieść tutaj.]
Kim jest Scott Jurek (czyt. „dżurek” – tak sobie życzy Scott)? To legendarny ultramaratończyk. Wygrał dziesiątki biegów, w tym te najbardziej spektakularne, jak np. Hardrock 100 czy Spartathlon. Zasłynął tym, że jest… weganinem. Udowodnił, że można biegać ultra i nie jeść mięsa. Dla wielu ludzi wydawało się to niemożliwe. Oczywiście dzisiaj wiedza na temat odżywania w sporcie jest na o wiele wyższym poziomie niż, powiedzmy, 20 lat temu. I dziś to już nie szokuje. Jednak wtedy było to „wow”.
„Jedz i biegaj” to w zasadzie biografia Scotta Jurka (tutaj recenzja innej książki Jurka). Traktuje o tytułowym bieganiu i jedzeniu. Każdy rozdział kończy się przepisem kulinarnym. Mam zamiar spróbować niektórych przepisów, bo brzmią apetycznie i – co ważniejsze – odżywczo i zdrowo. Scott ma świra na punkcie odżywiania. Jak twierdzi, najwiekszą radość sprawia mu gotowanie dla innych.

W książce znajdziesz wręcz niesamowite historie biegowe. Zrozumiałem, że bieganie ultra odbywa się w głowie. Ultramaratończycy przekraczają granice wytrzymałości organizmu. Część biegu to pewnego rodzaju trans. Scott zresztą podaje ciekawy przykład, dobrze obrazujący to zagadnienie. Pewien biegacz nie ukończył biegu o własnych siłach, padając na ziemię dosłownie 300 metrów przed metą. Jak to możliwe, że przebiegł grubo ponad 100 kilometrów, a nie mógł pokonać tak małego dystansu na końcu? Mało tego: byłby zwycięzcą prestiżowego biegu, gdyby choć doczołgał się do mety. Nie był jednak w stanie. Lekarze później snuli różne teorie na temat tego wydarzenia. Teoria Scotta (który był w tym biegu zającem dla tego zawodnika, czyli wspierał go na trasie, pomagał utrzymywać tempo) jest taka, że ów biegacz – widząc metę – uznał, że już po biegu, że już można odpuścić. I dosłownie odcięło go energetycznie, nie mógł się ruszyć o własnych siłach. To sugeruje, że już wcześniejsze kilometry biegł jedynie siłą woli – organizm był już poza strefą wyczerpania.
Tak, biegający ultra to wariaci. Mocno przesadzają, narażają swoje zdrowie, a czasami nawet życie, by TO przeżyć. By doznać tego, czego zwykły zjadacz chleba siedzący na kanapie nigdy nie przeżyje. Chwile uniesienia. Trans. Nirwana. A czasami halucynacje…
Jeśli choć trochę interesujesz się bieganiem, zdecydowanie musisz sięgnąć po tę książkę. Nie pożałujesz. Jest oceanem inspiracji. I motywacji. Jak mawia Scott Jurek: „czasem po prostu trzeba!”.
Dodaj komentarz