Jako dzieciak dużo grałem we wszelakie gry. To były inne czasy. Królowały salony gier. Uwielbiałem flippery (czyli gry z fizyczną metalową kulką, którą odbijamy „łapkami”), ale też gry wideo – „automaty”.
Jedną z pierwszym gier, w których się zakochałem, była „Galaga” wyprodukowana przez Namco w 1981 roku. Była to prosta gierka zręcznościowa, tzw. strzelanka.
Idea jest następująca. Jesteś pilotem statku kosmicznego. Poruszasz się po ekranie w lewo lub prawo. No i oczywiście strzelasz do wrogów, którzy najpierw wylatują eskadrami z boków, później ustawiają się na górze ekranu, by w końcu robić naloty w dół, wprost na Ciebie. Gdy wybijesz wszystkich, przechodzisz do następnej planszy.
Na uwagę zasługują dwa elementy gry. Co kilka plansz jest tzw. „galactic dancing” (galaktyczny taniec) polegający na tym, że statki wroga nie strzelają do Ciebie, a jedynie „tańczą” po ekranie. Czyli latają w dość niekonwencjonalny sposób, by ciężko było je trafić. Chodzi oczywiście o to, by zestrzelić jak najwięcej z nich, a najlepiej wszystkie 40, za co dostajemy duży bonus punktowy.
Drugi myk warty wspomnienia, to tzw. lądowanie (choć w grze wymyślili określenie „fighter captured”, czyli „wojownik schwytany”). Jest jeden rodzaj statków, które dysponują pewnym polem siłowym, które – jeśli podlecisz pod nie – spowoduje przyciągniecie Twojego statku przez wroga. Następnie zabiera Twój pojazd i leci na górę ekranu. Teraz musisz zniszczyć ów wrogi statek, by nastąpiło połączenie dwóch Twoich rakiet. Od teraz wystrzeliwujesz dwa pociski równocześnie. Super!
Choć „Galaga” była prosta, jej grywalność była wręcz niebywała. Uwielbiałem lawirować pomiędzy gradem pocisków wroga i ustanawiać kolejne rekordy.
6 lat po premierze „Galagi” pojawiała się edycja, która dla mnie była wręcz objawieniem. „Galaga ’88” (1987 rok) zyskała sporo zmian. Oto ważniejsze z nich:
- Można było zacząć grę od razu od dwóch połączonych ze sobą statków. Ale: od teraz lądowanie możliwe było aż do trzeciego! Powstawał pojazd kosmiczny wystrzeliwujący aż 3 pociski jednocześnie. Ale zabawa!
- Nasze kosmiczne przygody w „Galadze ’88” odbywają się w dwojaki sposób. Pierwszy – jak poprzednio – polega na poruszaniu się na boki, podczas gdy najeźdźcy nadlatują z góry. W tym wariancie plansza stoi w miejscu. Natomiast drugi wariant polega na tym, że lecimy w górę ekranu. Zupełnie nowe wrażenia.
- Co ileś plansz pojawia się „boss”, czyli duży przeciwnik, sypiący rakietami jak z rękawa.
- Dodano różne nowe jednostki, które nas atakują.
- Gra ma różne ścieżki, scenariusze. A ich wybór zależy od nas: wystarczy zbierać specjalne elementy, które co jakiś czas się pojawiają. Dodać należy, że zbieranie tych elementów co prawda daje duży bonus punktowy, ale przenosi nas na trudniejszą ścieżkę, gdzie przeciwnicy są groźniejsi.
- Plus wiele innych nowości, jak np. asteroidy, kryształy, wybuchające balony…

O ile w starą „Galagę” naprawdę lubiłem śmigać, tak wersja „88” pochłonęła mnie bez reszty. Całymi dniami przesiadywałem w salonach gier. Albo sam grałem, albo gapiłem się na grę innych osób. Niby banalna gierka, a jednak niezwykła. Aaa, i do tego można w nią zagrać za darmo na pececie. O tutaj: https://archive.org/details/arcade_galaga88. Tylko nie miej do mnie pretensji, jeśli się uzależnisz…
Dodaj komentarz