Przez pierwsze kilka lat biegania jakoś omijałem Bieg Trzech Kopców. A teraz go po prostu uwielbiam i jest stałym – i jakże ważnym – punktem mojego sezonu biegowego. W tym roku wystartowałem czwarty raz z rzędu.

BTK organizowany jest przez Zarząd Infrastruktury Sportowej w Krakowie i zawsze wypada na kilka tygodni przed krakowskim półmaratonem jesiennym. W 2024 roku „Trzy Kopce” mieliśmy 22 września, a „połówka” odbędzie się dokładnie 4 tygodnie później (20 października). Tak duża odległość czasowa między tymi dwoma biegami sprawiła, że można było pobiec w obydwu zawodach na maksa. Ja jednak postanowiłem zostawić sobie małą rezerwę i polecieć na 90 – 95 %. Dlaczego? Bo Półmaraton Królewski jest moim głównym startem jesiennym (w sumie to nawet rocznym) i robię wszystko, żeby być na 100 % do niego przygotowanym.
Jak zwykle dzień wcześniej pojechałem rowerem po pakiet startowy. W dzień zawodów – już tradycyjnie – uczestnicy mieli darmową komunikację miejską (brawo!). Pojechałem autobusem i doszedłem na miejsce startu, co było niejako wstępem do rozgrzewki. Dobrze wymierzyłem czas i miałem około pół godziny na porządne przygotowanie do biegu. W tym roku mieliśmy ponad 3000 startujących, więc na starcie był wielki tłum. Może to trochę niegrzeczne, ale wepchałem się blisko startu przechodząc przez barierki. Czułem się jak sardynka w puszce – naprawdę było ciasno. Odliczanie i start!

Dzięki ustawieniu się blisko linii startu, nie musiałem biec na początku w wielkim tłoku. Ale i tak nie było luźno. Pierwszy kilometr to zbieg z kopca – różnica wysokości to co prawda tylko jakieś 30 metrów, ale można by się spodziewać dobrego tempa. Nie w tych warunkach: pierwszy kilometr zrobiłem w 4:32. Drugi też trochę w dół (około 20 m) i tutaj puściłem mocno nogi – wyszedł najszybszy kilometr z całego biegu (4:06). Starałem się trzymać moje półmaratońskie tempo, tj. około 4:30. I faktycznie na względnie płaskim odcinku do 6.-7. kilometra nieźle się to udało: 4:24, 4:27, 4:38, 4:37. Na siódmym kilometrze teren zaczął się wznosić (20 metrów w górę) i czas to odzwierciedlił (4:52). 8. kilometr to już stale pod górkę (60 m up) i 6:04. Czułem się dobrze, prawidłowo ustaliłem tempo na wcześniejszej części trasy i nie umierałem.


Dalej było przez chwilę prawie płasko i 9. kilometr wyszedł 4:39. Następnie pewnego rodzaju fałda w terenie i 5:16. Później ostrzej wznosił się teren w Lasku Wolskim (aż 80 metrów na kilometrze) i – zgodnie z oczekiwaniami – miałem najwolniejszy kilometr (6:57). Ostatnie 2,6 kilometra do lekkie poładowanie: 5:19, 4:46 i finiszowe 4:14. Jak zwykle gnałem jak wariat do mety, wyprzedzając kilka osób w końcówce. Co ciekawe, po biegu nawet nie musiałem się schylać i łapać barierek, by złapać oddech, jak to zwykle robię. Pomimo długiego i mocnego finiszu, nie padałem na twarz.

Czas na mecie: 1h 7m 5s. Miejsce open: 313 na 3133 (wyniki), którzy ukończyli bieg, czyli równe 10 %. Wow! Przypomnę moje wyniki z poprzednich edycji:
- 2021: 477 na 1679, czyli 28 %.
- 2022: 657 na 2704, co dało 24 %.
- 2023: 390 na 2837, tj. 14 %.
- 2024: 313 na 3133, czyli rekordowe 10 %.

Aż ciężko mi uwierzyć w ten progres. Gdy zaczynałem startować amatorsko w zawodach biegowych, plasowałem się gdzieś w okolicach 1/3 stawki (czyli 30-35 %). Czasem było to nieco poniżej 30 %, ale też bywało >40. Przez pierwsze kilka lat trenowałem niezbyt mądrze i wyniki tylko nieznacznie się poprawiały. Od kilku lat biegam już bardzo sensownie i progres jest niesamowity: choć powoli zbliżam się do pięćdziesiątki, to jestem w 10 % najszybszych amatorów w Polsce! Kiedyś nawet o tym nie marzyłem, a teraz stało się to faktem. Co dalej? Jeśli zdrowie pozwoli, planuję dalszy progres. Stawiam na stopniowy rozwój, bez szaleństw i ryzykowania kontuzjami. Za rok wypada na Trzech Kopcach zejść do jednocyfrowego wyniku procentowego. Zobaczymy, czy się uda.

Dodaj komentarz